Życie jest ważniejsze...

Ayahuasca – święte rośliny, szamańska ceremonia połączenia (1 214)

Wbrew powszechnej opinii – jeśli w tym przypadku można w ogóle mówić o opinii „powszechnej”  – Ayahuasca (Ajałaska) to nie roślina roślina, a konkretnie pnącze, ale wywar z dwóch roślin, których łacińskie nazwy sobie daruję. To halucynogen stosowany przez szamanów na terenie dzisiejszego Peru, Ekwadoru i Kolumbii od... dawna. Zawiera w sobie DMT (dimetylotryptamina), nazywaną popularnie „molekułą duszy”, o czym z pewnością powinienem opowiedzieć (kiedyś) więcej.

Teraz tylko wspomnę, że oczywiście DMT jest zawarta także w innych roślinach i jest też produkowane przez mózg ludzki, konkretnie szyszynkę, głównie w chwili śmierci...

Słowo Ayahuasca oznacza mniej więcej pnącze dusz czy duchów, albo pnącze umarłych... Jest nawet kościół ajałaski zarejestrowany i legalnie działający Brazylii (União do Vegetal ) i oczywiście w USA (Ayahuasca Churche of Mother Earth).

Ceremonie z „Ayą” stały się modne na zachodzie i często nie mają już zupełnie nic ze świętości, przestały być „ceremoniami”. Modę napędza fakt, że jest to substancja w większości krajów nielegalna, a przeżycia po jej zażyciu są dość ekstremalne. Polegają głównie na wymiotach i biegunce. Mnóstwie wymiotów. Co niewątpliwie oczyszcza... Tak działa wysoki poziom serotoniny w jelitach.

A sama ceremonia jest bardzo ważna.  Aya jest święta dla rdzennych ludów Amazonii. Przygotowują ją szamani (curanderos, uzdrowiciele – bo szaman to słowo syberyjskie, z języka tunguskiego) i przyjmuje się ją w ceremonialny sposób. I zupełnie nie dla rozrywki. Chodzi o doświadczenie transformujące, o połączenie ze świętością, która jest „na zewnątrz”. Koncepcja ta jest co do istoty różna z gnozą, mistycyzmem wschodnim i europejskim, gdzie świętości szuka się wewnątrz.

Na tej ceremonii właśnie (choć nie zawsze i nie w pełni mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić) polega różnica między leczeniem i uzdrawianiem. W przypadku leków psychoaktywnych (teoretycznie) kontekst nie ma znaczenia. Lek działa bez względu na np. nastawienie rodziny chorego. W przypadku szamańskich substancji psychoaktywnych ten kontekst jest najważniejszy. Szaman uzdrawia „społeczność” w której ktoś zachorował, przywraca równowagę. Zatem tę społeczność musi znać, a przynajmniej widzieć i rozumieć zachodzące tam procesy. Zresztą także zyskujące na popularności tzw. ustawienia hellingerowskie powstały na podstawie szamanizmu zuluskiego.

Aya jest świętą istotą czy mocą, która uzdrawia i naucza. Na terenie Europy, szczególnie północnej, podobne cechy ma stosowana w szamanizmie szałwia wieszcza (od kilku lat nielegalna w Polsce) i muchomor czerwony. Muchomor czerwony, wbrew obiegowej opinii i „wiedzy” wciskanej nam od dziecka, nie jest trujący. Jego spożycie może skończyć się sensacjami żołądkowymi, ale nie zabija, nie uszkadza wątroby itd. Trujący jest muchomor sromotnikowy. Bardzo.

Co ciekawe w szamanizmie amazońskim to często nie pacjent, a „lekarz” przyjmuje „lekarstwo”, żeby zrozumieć, nauczyć się o chorobie i ją odpowiednio uleczyć, pieśniami przywołując pomagające w tym duchy. Często duchy konkretnych zwierząt, roślin, magicznych istot, przodków czy nawet miejsc.

Duchy roślin, zwierząt i miejsc są obecne także w szamanizmie europejskim, a nawet przenikają czasem do ludowego folkloru jak choćby Duch Gór Świętokrzyskich pokazujący się ponoć czasem turystom jako piękny jeleń z płonącym między rogami krzyżem.

Ale Aya to także roślina-nauczyciel. Może zapewnić dostęp do ukrytej wiedzy, niedostępnej dotąd.

© 2017-2023   Jan Syski // wszystkie prawa zastrzeżone