Życie jest ważniejsze...

Breatharianizm, odżywianie Światłem (1 602)

Na temat breatharianizmu czyli inedii, czyli niejedzenia (pokarmów fizycznych i płynów) wypowiada się i publikuje na mnóstwo osób, które nie mają zielonego pojęcia o czym mówią, co oczywiście nie przeszkadza im wypowiadać się stanowczo i autorytatywnie.

Jest wiele nieporozumień na temat odżywania pranicznego i nie przesądzając o nim samym przyjrzyjmy się samym argumentom i faktom.

Rekord świata w niejedzeniu zapisany w Księdze Guinnessa (tak, ktoś podjął się bicia takiego rekordu) wynosi 50 dni. Najdłuższy zanotowany okres powstrzymywania się od jedzenia to dni 73, po których człowiek prowadzący protest głodowy zmarł. Breatharianie twierdzą, że nie jedzą całe lata.

Breatharianizm, czy może bardziej poprawnie odżywianie praniczne (bo breatharianizm sugeruje odżywanie oddechem) to odżywanie światłem. Jednak nie chodzi o światło słoneczne czy jakiekolwiek inne, które można mierzyć w luksach, a o Światło (przez duże Ś). Zatem zarzut, że ludzie nie mają w skórze chlorofilu, przez co nie mogą absorbować energii słonecznej, jest chybiony. Chodzi o Światło – zależnie od światopoglądu czy wiary – Boga, Źródła... Otacza nas energia w przeróżnych postaciach. Nauka dowiodła, że wszystko jest energią, wszystko jest falą. Przeprowadzono szereg eksperymentów, od słynnego strzelania elektronami do szczelin w przegrodach poczynając. Ostatnio dowiedziono także, że zjawiska te zachodzą nie tylko w świecie mikroskopowym, na poziomie elektronów, ale także w znacznie większej skali. Światło widzialne, fale radiowe, mikrofale, fale rentgenowskie czy wreszcie materia fizyczna składają się z tej samej energii, a różnią jedynie częstotliwością drgań. Ruch w naturze nie zamiera nigdy, nawet w temperaturze zera absolutnego wykryto drgania cząsteczek. Z drugiej zaś strony wiadomo, że człowiek tak naprawdę odżywia się energią wiązań cząsteczek jedzenia, a nie samym jedzeniem.

Prana to termin hinduski pochodzący z sanskrytu. Wiedza o, między innymi, pranie dotarła na Zachód przez Stany Zjednoczone z Indii. To dlatego używamy terminów reinkarnacja, prana czy maja. Ale ezoteryczna tradycja europejska także zna te zjawiska, jednak wiedza o nich, a co za tym idzie także ich nazwy, nie są powszechnie znane. Prana (Światło) to energia życia, obecna wszędzie, przenikająca wszystko, a według niektórych wierzeń to energia boska, czy sam Bóg. W tradycji europejskiej prawdopodobnie najbliższym odpowiednikiem prany jest eter – piąty żywioł. Można by zapewne pokusić się o jakieś porównanie do energii punktu zerowego czy energii próżni, gdyby chcieć odnieść kwestię prany do współczesnej nauki. Zatem dostęp do tej energii jest możliwy zawsze i wszędzie, nie trzeba podejmować jakichś specjalnych starań by do niej dotrzeć czy jakoś ją zdobyć. Energia jest bo wszystko w świecie fizycznym jest energią. Przy okazji warto by pewnie przypomnieć sobie doświadczenia Tesli i jego największe marzenie podarowania ludziom bezpłatnej energii, zniweczone przez amerykańskie lobby paliwowe.

Nonsensowny jest także pogląd pogląd, prezentowany na poparcie breatharianizmu, że prana to w istocie tlen, a odżywanie praniczne polega na rozbijaniu przez ludzki organizm atomów czy cząsteczek tlenu i czerpaniu tak powstałej energii. 

Przeciwnicy, choć przysłuchując się im ciśnie się na usta określenie „wrogowie”, breatharianizmu często relacjonują wydarzenia, które mają być argumentami dowodzącymi niemożliwości życia bez jedzenia. Oto kogoś „złapano” na tym, że jadł kanapkę, ktoś zjadł jabłko itd. a twierdzi, że nic nie je. 

Ale breatharianizm nie polega na tym, że się nie je, tylko na tym, że można nie jeść. To jest kolosalna różnica. Chodzi o wolność, o uwolnienie się z uzależnienia od jedzenia. Można nie jeść. Tydzień, miesiąc, rok, dwadzieścia lat. Albo lat siedemdziesiąt jak Prahlad Jani – hinduski jogin, który został gruntownie przebadany w szpitalu wojskowym w Indiach i konkluzja lekarzy była jednoznaczna – on nie je i nie pije, nie powinien żyć, a żyje, nie potrafimy wyjaśnić dlaczego. 

Ale można także jeść. Jedzenie jest przyjemne, nie ma powodu by się umartwiać. Chodzi o to by nie być uzależnionym od jedzenia. Chodzi o to by nie bać się braku jedzenia, by być wolnym. Także od różnego rodzaju trucizn obecnych w żywności. Bretharianizm nie polega na zakazie jedzenia, to nie jest religia tylko pewna umiejętność, którą nabyć może każdy. Nie jest to proste, wymaga wysiłku i specjalistycznego treningu, fachowej pomocy, ale jest możliwe. A kiedy już się tę umiejętność ma to można z niej korzystać, albo nie. 

Argumenty, że niejedzenie nie jest możliwe, bo wiele osób umarło i wciąż umiera z głodu mają tyle samo sensu co argumentowanie, że pływanie nie jest możliwe i człowiek pływać nie może, bo przecież co roku tonie mnóstwo osób. Toną bo nie umieją pływać, ale przecież mogą się nauczyć.

Katolikom, którzy uważają breatharianizm za sprzeczny z religią katolicką (nie rozumiem dlaczego) chcę przypomnieć niemiecką mistyczkę (wiek XX) Teresę Neumann, która nie jadła niczego, poza codziennie przyjmowaną komunią, przez lat 40, zaś nie piła niczego przez lat 36. I nie jest to jedyny taki przykład w kościele rzymskim. Innym może być włoska franciszkanka Aniela z Foligno żyjąca w wieku XII (12 lat bez jedzenia).

Odżywianie światłem w paradygmacie naukowym jest niemożliwe, ciału trzeba dostarczać składników odżywczych. Ale czy paradygmat naukowy przesądza o tym co jest prawdą, a co nią nie jest? Nie, przesądza jedynie o tym co jest zgodne z przyjętymi założeniami, a co zgodne nie jest.  Czy zatem można żyć nie jedząc?

© 2017-2023   Jan Syski // wszystkie prawa zastrzeżone