Życie jest ważniejsze...

Jak poradziłem sobie z depresją - skuteczna metoda (3 559)

Depresja to bardzo ciężka choroba. Ze śmiertelnością wyższą od nowotworów. Każdy kto się z nią zetknął, w jakikolwiek sposób, to wie. Rzecz nie polega na tym, że się choremu nie chce. Teksty typu „weź się w garść”, albo „nie jesteś dość dzielny” itd. świadczą jedynie o ignorancji, albo wręcz głupocie wypowiadającej je osoby. To tak jakby osobie na wózku powiedzieć, że może jakby się tak trochę zebrała w sobie to by mogła pobiec w maratonie. Tylko jej się najwyraźniej nie chce. Zapewne nie kocha (tego kogoś) wystarczająco. I tak dalej. I tak dalej.

Chory w depresji nie może się podnieść z łóżka ponieważ wykracza to poza jego możliwości. Tak samo jak oddychanie pod wodą.

Medycyna akademicka ma do zaoferowania jedynie chemię. To za mało. To nie wystarczy. Depresja to zmiany w mózgu i trzeba je naprostować, farmakologicznie. I przy wsparciu rodziny, albo (jeśli wsparcia rodziny nie ma) w szpitalu. Jeden z twórców NLP Richard Bandler napisał kiedyś, że psychiatrzy z zadowoleniem przyjęli wprowadzenie leków psychotropowych, bo choć ich pacjentom się po nich nie polepszyło, to zaczęli wyglądać jakby nie ma to już dla nich większego znaczenia. Wiem dokładnie o co mu chodziło. Psychotropy pozostawiły we mnie popioły i zgliszcza.

Może teraz nie czas na rozwijanie tego tematu, dość powiedzieć, że postanowiłem sobie jakoś pomóc.

Wymyśliłem, że będę się uśmiechał za każdym razem jak spojrzę na siebie w lustrze. żeby nie zapomnieć nakleiłem tam sobie kartkę z napisem „hej”.

Pomogło. Mózg nie rozumie intencji. Jeśli gęba się krzywi w uśmiechu to znaczy, że jest powód, jest bodziec i trzeba zareagować, poprawić samopoczucie, produkować endorfiny czy coś. Ta kartka wisiała u mnie na lustrze ze dwa lata, wyrobiłem sobie odruch i teraz jak tylko widzę swoje odbicie to się uśmiecham. Początkowo wyglądało to groteskowo, w oczach „czarnej pustyni firmament”, ale na pysku uśmiech. Specjaliści ponoć zalecają trzymanie ołówka w ustach, wówczas mięśnie się układają podobnie jak przy uśmiechu, zasada ta sama. Wolę moją karteczkę. Swoją drogą dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? żaden z licznych lekarzy i psychologów, u których „się leczyłem”?

Później dowiedziałem się, że podobnie działa metoda Kaizen, którą Amerykanie wymyślili dla Japończyków, żeby im pomóc się podnieść po II Wojnie światowej. O tej metodzie (kai - zmiana, zen - dobrze), czasem nawet nazywanej filozofią, jeszcze kiedyś napiszę. Generalnie chodzi o wprowadzanie zmiany małymi kroczkami. Bardzo małymi. Mikroskopijnymi wręcz.

Mózg człowieka składa się, z grubsza rzecz biorąc, z trzech części. Mózgu gadziego (części ewolucyjnie najstarszej), układu limbicznego i kory nowej. Mózg gadzi odpowiada za przeżycie, za decyzję walcz/uciekaj. Nie rozumie zaprzeczeń, nie rozumie trybu przypuszczającego itd. I każdą (sic!) zmianę traktuje jak zagrożenie życia i broni się (nas) rękami i nogami przed zmianą, bo chce nas ratować. Dlatego tak trudno pozbyć się różnych nawyków, dlatego tak trudno zacząć na przykład chadzać na siłownię. I tu sprawdza się Kaizen. Tu sprawdza się moja karteczka. Drobna zmiana, która nie alarmuje mózgu, ale daje grunt pod kolejny krok...

Bardzo skuteczne.

Ale czy to znaczy, że "wyleczyłem się" z depresji? Nie. Nie znaczy. Jednak znaczy, że wyzwoliłem się. Przede wszystkim z uzależnienia od leków...

Wyobraź sobie, że masz lek, miksturę, która cię wyleczy nieodwołalnie, błyskawicznie i na pewno. że masz w dłoni fiolkę z tym lekiem, który zabierze na zawsze ból, cierpienie ciała i duszy, rozwiąże wszystkie problemy, wyciągnie z otchłani, poda rękę i wyciągnie na prostą drogę, dając metaforyczną fortunę wraz ze zdrowiem, pomyśl, że lek jest słodki, chłodny, doskonały w smaku i konsystencji, że jest jak ambrozja, jak nektar, doskonały, idealny, wybitny, że naprawi wszelkie zło, wszelkie przeszłe i przyszłe krzywdy i jedyne co musisz zrobić to podnieść fiolkę do ust, co zrobić możesz, bo są po temu warunki i rękę masz zdrową i usta i możesz, możesz przełknąć lek i poczuć jego błogosławioną siłę, rozwiązać wszystkie, po prostu wszystkie problemy i niemal świat cały uczynić miejscem doskonałym, tylko unieś rękę, tylko wypij. I nie możesz tego zrobić. Patrzysz na zaciśnięty w dłoni flakon z rosnącą rozpaczą i jedyne co zdaje się technicznie, fizycznie wykonalnym to rozluźnienie palców by zobaczyć jak flakon upada na kamienną posadzkę i rozbija się, a napój wsiąka w szpary i bezpowrotnie jest straconym, a ty patrzysz. To właśnie jest depresja. Okrutny demon.

Fragment książki „Ósmy krąg piekła”.

Czy Tobie to pomoże? Sprawdź. I oczywiście nie rezygnuj z leczenia...

Szukaj według tagów:

#depresja #kaizen #NLP #Bandler
© 2017-2023   Jan Syski // wszystkie prawa zastrzeżone