Życie jest ważniejsze...

Prawda nie istnieje czyli nie strachem przed śmiercią różnimy się od maszyn w uzgodnionej rzeczywistości - krytyka Nietzschego (1 795)

Fryderyk Nietzsche (1844-1900), filozof podobno polskiego pochodzenia (Nicki) również podobno nie cierpiał jednej tylko nacji - Niemców... Na pewno jednak był jednym z ważniejszych myślicieli XIX wieku. Jego koncepcja nadczłowieka jest cudownie humanistyczną wizją ciągłego rozwoju ludzkości zohydzoną przez jego własną siostrę, która była faszystką i przeinterpretowała prace brata. Warto poznać prace tego filozofa w nowych, pozbawionych wykrzywiających je redakcji, tłumaczeniach. Dziś publikuję krótki esej na temat koncepcji prawdy.

Cóż to jest prawda
Fryderyk Nietzsche twierdził, że wypowiedziane przez Piłata zdanie „cóż to jest prawda?” jest jedynym niezafałszowanym zdaniem w Biblii. Jeśli wziąć pod uwagę aktualny stan wiedzy biblistów, może tak być w istocie. Jednak nie to jest najważniejsze. Ważniejsza jest odpowiedź na to właśnie pytanie. Cóż to jest prawda?

Celem niniejszej pracy jest spojrzenie na rozprawę Fryderyka Nietzschego „O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie” z perspektywy światopoglądu, który można by nazwać duchowym, ezoterycznym czy hermetycznym gdyby sformułowania te były jasne. Niestety, być może skutkiem autorytarnych wypowiedzi osób nie mających większego pojęcia na ten temat, a być może z racji właśnie „hermetyzmu” tej tematyki, określenia te przyjęło się traktować nieufnie, jakby samo już nimi zainteresowanie roztaczało woń siarki i nieuchronnie wiodło do zguby. Z drugiej zaś strony sprawy ducha, a o to przecież chodzi, często bywają traktowane niepoważnie. To dziwne biorąc pod uwagę fakt, że niemal sto procent mieszkańców Ziemi deklaruje przynależność do jakiegoś wyznania czyli uznaje taką czy inną duchowość człowieka.

Ale czy można potraktować poważnie to co nienaukowe? To co ekstremalnie subiektywne i niepowtarzalne? Każdy człowiek jest inny i swoją duchowość pojmuje inaczej. Inaczej też jej doświadcza i inne miejsce przyznaje jej w swoim życiu. Czy to czego nie widać nie istnieje? Wiemy, że tak nie jest. Wiemy, że istnieją wirusy, bakterie czy cząsteczki elementarne składające się na każdy atom. Wiemy, że istnieją ponieważ potrafimy rozpoznać efekty ich działania. Infekcja wirusowa jest odczuwalna przez człowieka i obserwowalna nie tylko przez niego samego. Nuklearnej eksplozji przeoczyć nie sposób. Czy zatem chodzi o tę wspólnotę doświadczeń? Ale jeśli tak, to przecież wiele osób jakoś doświadcza faktu, że istnieją nie tylko ciałem. Czy to już jest dowód? A jeśli tak to czego? Istotnie duchowości czy może działania reklamy, albo masowych zaburzeń psychicznych? A może jest to zjawisko natury na przykład chemicznej, którego
mechanizmów po prostu jeszcze nie znamy? Czy świat, którego doświadczam istnieje, czy jest wytworem mojej wyobraźni? Czy stół znika, gdy wychodzę z pokoju? Czy kot jest żywy czy martwy? Czy świat to złudzenie (hal, maya)? Czy to co widzę i czuję istnieje niezależnie ode mnie?

Czym zatem jest prawda?

Mizeria umysłu człowieka
Nietzsche uważa, że umysł człowieczy jest żałosny, marny, powierzchowny, daremny i w gruncie rzeczy nieistotny w perspektywie natury. Został nam dany tylko po to byśmy w ogóle mogli przetrwać. Nie ma go przed ludzkim życiem, nie ma po nim i jedynie sam człowiek może traktować swój umysł jako coś wielkiego, poważnego, z patosem. Umysł, twierdzi Nietzsche, umożliwia nam poznanie i przez to wbija w pychę ponieważ każe wierzyć, że doświadczając jakiegokolwiek poznania, możemy poznać wszystko, a tymczasem możliwości są żałośnie małe. Umysł mami i staje w poprzek naturalnej tendencji przyrody - to silni (kły i pazury) mogą przetrwać, a słabi giną. Ale umysł oszukuje, kłamie, obmawia, gra i przez to umożliwia przetrwanie słabym. I dlatego nie do pomyślenia jest by ludzie szukali prawdy. Zadowalają się pozorem, ułudą. A ponieważ „wszyscy tak robią”, a człowiek chce (i musi) żyć wśród innych ludzi, nie można oczekiwać by ktokolwiek wybił się ponad, by użył umysłu do czegokolwiek innego niż maskowanie, niż gra według zastanych reguł świata. Dodatkowo ludzie chcą być okłamywani, sprzeciwiają się nie samemu kłamstwu tylko ewentualnym jego szkodliwym konsekwencjom. W taki sam sposób pragną prawdy - tylko tego co w niej miłe i przydatne. Nie sposób jednak żyć w świecie zbudowanym z samych kłamstw, więc ludzie uzgadniają jakąś prawdę, umawiają się. A narzędziem tej umowy jest język. I stąd biorą się dalsze problemy, ponieważ mówiąc operujemy symbolami, pojęciami, a te z czasem zmieniają znaczenie. Każdy też może inaczej rozumieć jakieś słowo nie mówiąc już o celowej manipulacji. Ludzie używają różnych języków, a nawet w obszarze tego samego inaczej rozumieją te same słowa bo poruszają się w innym kontekście. Najpierw „tłumaczą” oglądany obraz czy zespół przeżyć, odczuć na pojęcie, później dobierają słowa, potem je wypowiadają, ktoś je lepiej lub gorzej słyszy, rozumie i znów tłumaczy na pojęcie, które próbuje zrozumieć. Na każdym etapie następują różnego rodzaju uproszczenia i przekłamania, każde tłumaczenie siłą rzeczy jest w jakimś stopniu błędne. Te uproszczenia, metafory stają się z czasem codziennością, ludzie przyzwyczajają się do nich i zaczynają nazywać je prawdą. Ale to wciąż jest fałsz, w dodatku już sam w sobie może być rozumiany za każdym razem inaczej. I tak to co było na początku bezpowrotnie ginie. Jest nieprzekazywalne, niewysławialne, a więc niemożliwe do zrozumienia.

Zatem prawda nie istnieje. Jest tylko subiektywne doświadczanie kolejnych warstw oszustw i pozorów i także subiektywne doświadczanie określonego zbioru kłamstw nazwanych umownie prawdą.

A co jeśli...
Jednak jeśli duch przekracza materię i, jak chcą religie, żyje przed narodzinami ciała i po jego śmierci to być może umysł został nam dany nie tylko po to by przetrwać. Z tej perspektywy samo przetrwanie przestaje być czymś kluczowym, fundamentalnym, bowiem dotyczy ciała (i świata) fizycznego. I nie tak ważne jest „kłamstwo” świata, iluzja, pozór bo także dotyczą jedynie doczesności, a w perspektywie ducha, perspektywie wieczności w gruncie rzeczy nie mają znaczenia. Zatem wystarczy by człowiek to zrozumiał, by zmienił perspektywę by wyzwolił się z tej ustawicznej gry. A skoro już raz się z niej wyzwolił to może spojrzeć szerzej, może spojrzeć na to co jest poza tą grą.

Taka perspektywa uwalnia od strachu przed śmiercią, nieuniknionym końcem, wyzwala. Nietzsche zakłada, że człowiek jest tożsamy ze swym ciałem, że rodzimy się i tak się wszystko zaczyna, później tańczymy nasz (chocholi) taniec i wreszcie umieramy. I tak wszystko się kończy. Moim zdaniem to założenie jest błędne.

Nietzsche widzi umysł jedynie jako narzędzie logicznej segregacji faktów obarczone niedoskonałościami poszczególnych zmysłów i wreszcie swoją własną. Tymczasem człowiek dysponuje zdolnościami, które wymykają się naukowemu opisowi. I nie trzeba wspominać o różnego rodzaju zdolnościach paranormalnych, które podobno są dostępne niektórym. Każdy ma jakąś tam intuicję, a artyści potrafią przekazać obrazem, dźwiękiem, kształtem czy wreszcie słowem znacznie więcej niż tylko informację, że tam za pagórkiem rośnie drzewo nad jeziorem. A my potrafimy, jest nam dane odebrać to znacznie więcej, „wyczuć” w słowach głębszą treść, doświadczyć wzruszeń, zachwytu, które nie zostały zapisane w dziele w postaci mniej lub bardziej jasnej instrukcji „teraz uroń łzę”. Czasem przecież nawet słów nie trzeba by innego człowieka dogłębnie zrozumieć. Tym różnimy się od maszyn.

Nie ma racji Nietzsche za słabość poczytując oszołomienie mitem czy sztuką, ułudę baśni, metaforę teatru. Ich celem nie jest przekazanie informacji, one przekazują uczucia, emocje, przekazują idee. Czy to będzie zachwyt nad pieśnią pasterza, czy tańcem łabędzia, czy nadzieja na przyszłość wyniesiona z mitu, czy wreszcie przekonanie o słuszności godziwego życia nabyta dzięki opowieści. Język nie służy tylko do opisu świata i nie tylko słowa są językiem.

Emocjonalność „człowieka intuicyjnego” nie jest jego słabością. Techniczne, logiczne rozumowanie nie zawsze góruje nad „doświadczaniem”. A pewnie nawet rzadziej niż częściej.

Człowieczy umysł nie jest ułomny, nie jest słaby. Zresztą nawet Nietsche pisze (i sam sobie przeczy), że „przecież są podobno ludzie, którzy siłą własnej woli wyzbyli się chrapania”. Czyli ich wola była silna i przełamała słabości ciała, a wola jest przecież jedną z funkcji umysłu. Już sam ten przykład wystarczy by obalić to „zawsze” i „każdy” Nietzschego, a można przecież podać takich przykładów więcej. Może więc umysł nie musi tworzyć złudzeń i przyjmować zbioru kłamstw za prawdę? Może jest to kwestia możliwości, a nie konieczności? A skoro tak, to być może prawda w obiektywnym sensie jednak istnieje? Czym jednak jest prawda?

Błędne pytanie
Tak postawione pytanie jest błędne. Nie ma znaczenia czy prawda w sensie obiektywnym istnieje, czy nie, jeśli nie mamy szans jej poznać. Zatem ważne jest to czy w ogóle możemy poznać prawdę (poznać cokolwiek). A poznawać ją, czymkolwiek jest, możemy nie tylko obserwując i analizując, przymierzając do szablonów i dopasowując do pojęć, które mamy. Człowiek może świata „doświadczać”, może „czuć” innego człowieka, może „odbierać” dzieło i wyciągać z niego własne wnioski, nauki, które mogą przekraczać intencje twórcy. Człowiek może nie żyć w strachu i może nie uczestniczyć w grach, może być, w rozumieniu Nietzschego, silny.

Być może tym właśnie jest prawda.

© 2017-2023   Jan Syski // wszystkie prawa zastrzeżone