Życie jest ważniejsze...

Składamy się z demonów - Jezus był opętany... (1 198)

Termin opętanie kojarzy nam się jednoznacznie negatywnie. Głównie za sprawą kościoła rzymskiego - choć faktem jest, że w jego ludowym raczej wydaniu - i kultury masowej, głównie filmów. Ale i one bazują przecież na naukach domorosłych kaznodziejów spod różnych sztandarów i niedouczonych eklezjastów.

Ale opętanie nie musi być demoniczne. Na przykład szamani różnych kultur (a czasem także nie-szamani) pozwalają się czasem i na jakiś czas opętać jakiemuś duchowi. Przyrody czy też jakiemuś bogu. W jakimś konkretnym celu, żeby na przykład kogoś uzdrowić. Albo żeby ów bóg dokonał jakiejś przemiany w opętywanym przez się człowieku. I potem sobie idzie swoją drogą, by tak rzec.

Tan też według (znów niektórych) tradycji gnostyckich Chrystus opętał Jezusa (chrzest w Jordanie). Przy czym trzeba wyraźnie podkreślić, że w Gnozie Chrystus, duch (bóg, elohim) solarny/słoneczny jest postacią/osobą na wskroś pozytywną. I potężną. Jezus (człowiek) i Chrystus (bóg) to osobne byty, połączone, scalone tylko w czasie między trzydziestym (rozpoczęcie nauczania) i trzydziestym trzecim (śmierć) roku życia Jezusa.

Przez te trzy lata Chrystus dokonywał transformacji Jezusa. Między innymi jego ciała w tak zwane (przez chrześcijan) ciało uwielbione. To dzięki temu mógł na przykład chodzić po wodzie. Bo są opętania demoniczne i... nie wiem jak je nazwać, inne.

Stąd też potrzeba dość karkołomnych zabiegów teologicznych stosowanych przez katarów do wyjaśnienia ukrzyżowania. I stąd pewnie pogląd (obecny nie tylko u katarów), że na krzyżu za Chrystusa ukrzyżowano zastępcę, konkretnie Szymona z Cyreny. Albo, że Jezusów było dwóch de facto - o tym zapewne jeszcze napiszę.

Ale ja nie o tym...

Samo opętanie jest dość ciekawym zagadnieniem. Słuchałem kiedyś audycji radiowej, w której o egzorcyzmach rozmawiali rzymski ksiądz, rabin, pop i pastor. Wyłącznie kościół rzymski ma egzorcystów (spośród denominacji reprezentowanych przez rozmówców oczywiście). W żadnym innym wyznaniu nie ma takiej potrzeby. Nie ma tam opętań. Przeczy temu trochę żydowski dybuk, ale może tradycja rabiniczna ich nie uznaje, nie wiem. Judaizm nie jest przecież jednorodny.

Czym czy kim jednak są demony opętujące ludzi. Według ewangelii Jezus/Chrystus wygonił siedem złych duchów z Marii Magdaleny. Oczywiście w wersji kanonicznej. Zachęcam do zapoznania się np. ze stanowiskiem jezuitów na ten temat. Wiele mądrych słów i zero treści.

Rzecz w tym, że „każdy ma swoje demony” ponieważ my się z demonów składamy. Są integralną częścią naszej duchowej natury i naszym zadaniem jest je rugować, pokonywać. Ale nie walką z nimi, a „przekraczaniem”, wyzwalaniem, uwalnianiem się od nich. Może nam ktoś w tym pomóc (szaman na przykład), albo możemy to zrobić sami. Albo może nam w tym pomóc jakaś inna istota duchowa, pozytywna, taki jakby anty-demon. Choć termin pozytywny-negatywny, dobro czy zło stanowczo wymagają doprecyzowania, ponieważ ich potoczne rozumienie ma się nijak do spraw duchowych.

Składamy się z demonów. I, rzecz jasna, „demon” to jedynie słowo. Nieprecyzyjnie obrazujące istotę zjawiska. Nieprecyzyjnie ponieważ znaczenie tego słowa rozmyło się z czasem. Na prawdę trudno to wyłożyć. Ktoś kto pracuje nad swoją duchowością w lot pojmie o czym piszę, a ktoś kto tego nie robi, albo jest uwięziony (duchowo) w takiej czy innej sekcie uzna to za bzdury.

Dla psychiatry demony są chorobami psychicznymi. Dla księdza - złymi duchami, wysłannikami szatana. Dla njuejdża jakiegoś być może kosmitami z innych wymiarów. Kiedy ktoś mówi „nie byłem wtedy sobą”, czy „przeraziło mnie to co zrobiłem” - to właśnie chwila czy efekt opętania. Chwila, w której pozwalamy naszym demonom przejąć kontrolę nad naszym życiem, naszymi czynami, działaniami. Naturalnie różnego rodzaju środki psychoaktywne (z alkoholem na czele) to ułatwiają...

Thelemiczny mag Lon Milo DuQuette ujął to tak: wszystko jest w twojej głowie, po prostu nie wiesz jak dużą masz głowę. 

Nie zgodzę się, że (tylko) w głowie, ale zasadniczo o to chodzi. Wszystko jest w nas. Rozdzielenie jest iluzją itd. Jesteśmy zbudowani (także) z demonów. Od nas, od naszego zaangażowania i pracy nad sobą, nad swoją duchowością zależy czy je pokonamy, czy je będziemy trzymać za mordę, czy pozwolimy im nami rządzić (opętać nas) czasowo czy trwale. Czy, na przykład, zapędzimy je do roboty jak król Salomon, który zaprzągł do pracy 72 demony gdy budował swoją świątynię.

Demony nie są czymś co nas atakuje z zewnątrz. Nie możemy zwalić na nie winy i oczekiwać, że ktoś je „wypędzi” czyli odwali robotę za nas. Naturalnie ktoś nam może pomóc, ale „wypędzanie” czy egzorcyzmowanie demonów to iluzja. A sama praktyka egzorcyzmów często jest po prostu formą gwałtu. To jest nasza praca, nasze zadanie. Nie jesteśmy ofiarami demonów (jeśli już „padamy ich ofiarą”). Ponosimy pełną odpowiedzialność.

Wmawianie ludziom, że demon jest zewnętrzną złą siła jest, w najlepszym razie, wyrządzaniem tym ludziom krzywdy. W najgorszym - robieniem z nich niewolników.

© 2017-2023   Jan Syski // wszystkie prawa zastrzeżone