Życie jest ważniejsze...

Świat okradziony z Boga (1 601)

Żyjemy (my, tu w kulturze Zachodu) w świecie okradzionym z Boga. Ale zupełnie nie chodzi mi o, modne ostatnio, ataki na takie czy inne lewicowe dyrdymały. Chodzi mi o fundamenty naszej kultury czyli religie, które uparcie nazywam samaelickimi (abrahamowe).

Wczesne formy judaizmu - zachowane jeszcze tu i ówdzie w Afryce - to cześć dla Szekiny święte gaje i układane z kamieni ołtarze całopalne. Po budowie świątyni judaizm zmienił się - odtąd ofiary można było składać wyłącznie w świątyni. Kapłanami mogli być wyłącznie Lewici - potomkowie Lewiego czyli członkowie jednego z mitycznych dwunastu plemion Izraela. Co ciekawe do dziś mają oni unikalne znaczniki genetyczne, których nie ma nikt inny.

A po zburzeniu świątyni nie było już gdzie składać ofiar, a ponieważ zaginęła Arka, nie było też gdzie trzymać Tory.

Od reform Majmonidesa (wiek XII) judaizm z grubsza przyjął formę, którą znamy dzisiaj wyłączając może niektóre nurty mistyczne (jak Chasydzi) czy heretyckie, (pseudo)mesjańskie jak ruch Sabataja Cwi czy później Jakuba Franka.

Bóg w judaizmie jest czczony w szczególny sposób. Aby odciąć się od panteizmu judaizm ogłosił, że Bóg jest (za Majmonidesem) bezcielesny i wieczny. A Tora (Prawo), którą otrzymał Mojżesz, jest niezmienna. W efekcie nie wolno w żaden sposób przedstawiać wizerunków Boga.

Bóg jest gdzieś tam (za otchłanią - jakby powiedzieli na przykład thelemici), a my jesteśmy tu i nie ma absolutnie żadnej możliwości, żeby coś tak niedoskonałego jak my/materia mogło obcować z czymś tak doskonałym i poza fizycznym jak Bóg.

Pomijając aspekty teologiczne społeczną konsekwencją tego oddzielenia jest zanikanie Boga w świecie, w mentalności. Dla Słowian czy Wikingów Bóg był tuż obok. Odyn przechadzał się czasem między ludźmi. Piorun/Perun/Perkun/Thor walił błyskawicami w ziemię i pomieszkiwał w dębach. Walkirie cwałowały przez pola bitew. Drzewa były święte. Woda była święta. Natura była święta. Ziemia była matką.

W judaizmie, a potem także w konstantyńskim chrześcijaństwie Bóg był za otchłanią, niedostępny, nie wolno było nawet wyobrażać sobie jego formy.

Poza uczonymi kabalistami czy rabinami, poza mnichami ślęczącymi nad księgami w klasztorach, poza doktorami kościoła nikt nie mógł Boga pojąć (choć prawdę mówiąc oni też nie mogli...), nie mógł przecież strawić życia na nauce i kontemplacji. Dla oracza, kowala czy nawet królewskiego urzędnika Bóg stawał się z pokolenia na pokolenie coraz mniej rzeczywisty, coraz mniej prawdziwy. Jego przymioty stały się pozbawione sensu, traktowane dosłownie święte pisma zaczęły wydawać się śmieszne. I w końcu bogowie odeszli ze świata pozostawiając jedynie karłowate, zdeformowane kulty w których liczą się jedynie władza i pieniądze.

Szukaj według tagów:

#judaizm #kabała #thelema #Majmonides
© 2017-2023   Jan Syski // wszystkie prawa zastrzeżone